Są takie
dni, kiedy zastanawiamy się w jakim punkcie jesteśmy, czy nam jest dobrze, co
dalej? A jak wybija konkretna data urodzin to te myśli powracają jak bumerang,
a natłok spraw życia codziennego rozprasza całą przyjemność celebracji urodzin.
Takie piękne życzenia dostałam. Dziękuję wszystkim! Postaram się pozostać
fasolką już na zawsze i będę twarda. A reszta życzeń niech się spełni.
M.
9 kwietnia 2013
4 kwietnia 2013
Wiosenne samopoczucie
Na zewnątrz wiosny nie widać. Wszystko przykrył biały puch.
A jednak, nie da się nie zauważyć wiosny w sercach i w sklepach. Tęsknimy za tym
słońcem. Mamy dość czapek i szalików, kozaków i puchówek. A na wystawach sklepy
karmią nas wiosną. Nam zimno, a w sklepach można kupić piękne zamszowe
pantofelki, w jakże modnym w tym sezonie cytrusowym kolorze! Czy ktoś już
zakupił? I te płaszczyki! Zamarzłabym w takim aktualnie, no chyba, że wzięłabym
się za odśnieżanie, bo wtedy mi nad wyraz gorąco. Ale chętnie bym kupiła coś w
kolorze pasteli, nie koniecznie pantofelki, bo na moje drogi szkoda butów, a na
nowoczesne place zabaw w Warszawie w szpilkach nie wolno wchodzić. (Matka Polka
nie może być sexy?).
Także patrzmy na wystawy i idźmy na zakupy tak, żeby poczuć
wiosnę i mieć lepsze samopoczucie. A potem może kawa?
M.
28 marca 2013
Wiosna i Święta
Jest! Wreszcie mam pierwsze oznaki wiosny. W moim ogrodzie zakwitły krokusy, z ziemi wychylają się listki tulipanów i hiacyntów. To jest bardzo dobry znak. Jak tylko będzie codziennie mocno świeciło słońce to i te płachty śniegu znikną. Codziennie oglądam prognozę pogody i zdaję sobie sprawę, że w ten świąteczny weekend nie będzie upalnie ani wiosennie. Ale wiem, że już jesteśmy bliżej, niż dalej do wiosny. Jednak niezmiennie jak co roku, życzę wszystkim pogodnych i radosnych świąt.
M.
M.
21 marca 2013
Pierwszy dzień wiosny!
I co? Oszaleć można. Znów pada śnieg i zima wróciła. Nie
powiem, fajnie było w grudniu, w styczniu i w lutym, ale marzec i mnie
optymistkę dobił. Te kilka dni ze słońcem tak nas ucieszyło i rozmarzyliśmy się
nad wiosną. A tu powrót zimy. Żadnego wpływu na to nie mamy, ale już i mnie
dopadła depresja. Jakoś my dorośli jesteśmy słabsi pod tym względem. Mój
czterolatek ma całkiem inne podejście. Nadal jeździ na rowerze w zaspach, bo co
to za różnica, czasem tylko mówi, że trochę ślisko i cieszy się ogromnie, że po
spacerze może sobie odśnieżać podwórko i ma z tego powodu tyle radości. Też bym
tak chciała. Mieć taką radochę z zimy w marcu i we wszystkim widzieć te dobre
strony. Szkoda, że nie umiem się wcielić w rolę dziecka. Wszystko widzę dość
zadaniowo, że trzeba odśnieżać, a człowiek by wolał poleżeć, że samochód
zasypany i przed każdym wyjazdem trzeba się namachać szczotką, że znowu te
kozaki zakładamy i czapki okropne, od których już mi się włosy elektryzują i
jak ja wyglądam. A dziecko nic z tego. Cieszy się, że można się pobawić, a
ubrać się to żaden problem i kozaki i czapki im wcale nie przeszkadzają.
A w moim ogrodzie żadnego krokusa ani przebiśniegu nie widać!
M.
20 marca 2013
Dość!
No naprawdę basta! Ile można?! Jak zobaczę jeszcze jeden płateczek śniegu to rzygnę. W Rzymie jest 11 stopni, a za parę dni ma być 17. Bilet na jutro kosztuje 300 zł. Somebody stop me!
K.
K.
Monotonia. Wszystko wina zimy..........
Brakuje mi cierpliwości. Odliczanie do dwustu nie pomaga.
Głębokie wdechy i wydechy też nie pomagają. Na rynku mamy mnóstwo kursów:
asertywności, kreatywności, języków obcych i wiele innych, ale nie natknęłam
się na kurs cierpliwości. Jak nie krzyczeć bez powodu? Czemu wszystko nas
irytuje? I jeszcze te poniedziałki. Po weekendzie tak trudno przejść na tryb
codzienności, sama z chłopakami. Wszystko wydaje się bez sensu i jest potwornie
męczące. Powtarzalny tryb dnia dzieci ułatwia funkcjonowanie, ale i wprowadza
monotonie, która po tych kilku latach obrzydła mi.
M.
11 marca 2013
Drogi i bezdroża
Czy jestem jedynym kierowcą, dla którego wszystkie drogi są
takie same? Nie odróżniam mostów, nawet nie wiem, który jak się nazywa! Nie
znam się na tych wszystkich trasach z nazwami, ulicach, drogach i czymś z
dziurami, po czym muszę katować mój biedny samochód. Mam nawet problem z
powrotem do własnego domu. Bo jednej drogi nie ma, a narobili wiaduktów i
rozjazdów i zapomnieli dobrze opisać. Zresztą, po co to wszystko jak i tak
stoimy wszędzie w korku. Ja nawet wiem, o której gdzie będę stała. Do tego zawsze ktoś zadzwoni, a ja kompletnie
nie umiem zmieniać biegów i gadać przez komórkę, a o pisaniu smsów nie
wspominając. Jak dotrę do wyznaczonego celu to siedzę i oddzwaniam i wszyscy
tacy zdziwieni, że stosuję się do przepisów i szkoda mi na mandaty za używanie
komórki w aucie. I jeszcze dzieci jak nie ma takiej potrzeby to zasną w
fotelikach i później marudzą, bo je budzę jak dotrzemy do domu albo są ekstra
wyspani i ani myślą iść spać o ludzkiej porze. Także moją nową lekturą będzie
atlas samochodowy Warszawa i okolice.
26 lutego 2013
brak czasu
Natchnął mnie ostatnio przeczytany felieton. Jak to jest z
tym brakiem czasu i organizowaniem? Jak wiadomo każdej matce Polsce, nie tak
łatwo zaplanować sobie dzień jak ma się pod opieką dwójkę dzieci i jest się
samym. Monotonia mi doskwiera, ale może warto by zastanowić się nad planem dnia
przy najmniej do czasu powrotu męża do domu. Może ktoś ma jakieś dobre rady?
Wydaje mi się, że czasami marnujemy nasz cenny czas i rozprawiamy się z
nieistotnymi rzeczami. Muszę się przyznać, ze ciężko zrezygnować z
perfekcjonizmu jak ma się taki ciężki charakter. Zawsze chcę, aby wszystko było
na swoim miejscu, denerwują mnie walające się po podłodze zabawki, więc je
sprzątam. Nie wspominając już o notorycznym odkurzaniu, bo brud mnie doprowadza
do szału. Czy przesadzam? Starszy syn nawet zasugerował, że znowu sprzątamy, a
po co jak jest czysto i czemu on znowu musi zbierać zabawki? Ostatnio nawet z
wściekłości złamałam mopa i teraz muszę, popylać ze szmatą jak kobiety w
poprzedniej epoce (ciężko kupić mopa!). Tak się zastanawiam, że może w domu nie
musi być sterylnie, obiad nie zawsze musi być z dwóch dań i z deserem własnej
roboty, nie wszytko trzeba prasować, a zabawki postaram się omijać, w końcu i
tak nie są moje i nie ja się nimi bawię. Dodatkowe minuty mogłabym poświęcić na
pomalowanie paznokci (już nie pamiętam, kiedy były w kolorze czerwonym), albo
na dobrą książkę. Jest też prawdopodobieństwo, że wylądowałabym na podłodze
budując most albo kolejkę, a plusem byłby uśmiech dziecka, ale czy ja dam radę?
20 lutego 2013
Różowe okulary...
Przeczytałam, że każde niewłaściwe zachowanie naszego
dziecka to wina rodziców, którzy kiedyś może nawet nieświadomi popełnili jakiś
błąd w wychowaniu i teraz pokutują. Czasem mam wrażenie, że to niestety w 100%
prawda. Staramy się, nie powiem, że nie.
Znam wielu rodziców, którzy starają się i przejmują się swoją nową rolą.
Problem chyba polega jak zwykle na braku czasu i na natłoku informacji. Z braku
czasu nie mamy, kiedy pogłębiać wiedzy o dzieciach, jedzeniu i wychowaniu.
Czerpiemy sporą dawkę wiedzy od własnych rodziców, lekarzy, znajomych innych
mam, z poradników dla rodziców, z różnych książek, z blogów, na forach i
portalach internetowych. Tylko, co jest właściwe, którą informację wybrać i
uznać za dobrą. Oczywiście, wszystko też zależy od dziecka i od rodziców. Jaki
mają styl wychowania i co chcieliby osiągnąć. Ale jak jedna metoda u nas nie
zadziała to chwytamy się innej zazwyczaj bardzo odmiennej. Czy tym wszystkim
nie wprowadzamy ogromnego zamieszania w życiu naszych dzieci. I jak wybrać tę
metodę nadającą się właśnie dla naszej pociechy. Czy jak nasze dziecko nie chce
jeść obiadu to powinniśmy odpuścić, a jeśli tak to jak długo to ma trwać? Czy
lepiej za proponować deser jak zje obiad? Ale co jak nie jest zainteresowane
deserem? Kupowanie zabawek w zamian za zjedzony obiad, zrujnuje nasz budżet, i
nie zawsze działa, przy najmniej na moje dziecko. Wciskanie na siłę jedzenia do
buzi to przemoc fizyczna i psychiczna, dlatego odradzam zawsze i mam nadzieję,
że nikomu nie przyjdzie to do głowy! A gdy dziecko ma tylko jedno ulubione
danie, albo dwa, to, co robić mu to na zmianę przez wszystkie dni w roku,
zamykać oczy przy gotowaniu, bo nam już obrzydło, a co w takiej sytuacji myśleć
o zdrowym jedzeniu, o ilości dostarczanych witamin, o ilości i jakości posiłku?
Każdy przeczytany przeze mnie artykuł dotyczył tylko jednej metody i zawsze
autor uznawał, że jest ona najlepsza. Zawsze brakowało mi złożoności problemu.
To nie jest prosta kategoria typu mam w domu niejadka. To jest raczej kwestia chciałabym,
aby moje dziecko odżywiało się zdrowo, ale nie chcę, aby posiłki były
najgorszym momentem w ciągu dnia. Nie chcę go zmuszać, chcę, aby był zdrowy, a to,
co jemy ma znaczenie. Nasz pediatra twierdzi, że przy pełnej lodówce dziecko
głodne chodzić nie będzie, a przegłodzenie dziecka może mu pomóc, na pewno się
złamie na obiadek. Niestety to też błędna teoria. Nie sprawdziła się u nas.
Dziecko jest zawzięte, a ja za miękka. W lodówce zawsze są zdrowe produkty, ale
dziecko zawsze wybierze te swoje ulubione i mamy znów to samo menu od 2 lat. To
samo jest z tak zwanym złym albo niepoprawnym zachowaniem. Takim, którego tak
naprawdę to my nie akceptujemy. Jeśli ktoś mi powie, że tylko grające zabawki
są irytujące to jest w błędzie. Wystarczy jak maluch zacznie grać na garnkach i
wcale nie przeszkadza mu to łomotanie. I
tak od rana do wieczora. Budzisz się i zasypiasz z tym łomotaniem. Jeśli jako nastolatek
będzie kiedyś grał na perkusji to będę przygotowana. I co z tymi dziećmi, które
jeszcze nie mówią. Domyślasz się, o co chodzi, ale jak zaczyna krzyczeć,
marudzić i drzeć się wniebogłosy to tracisz cierpliwość. Ja tak mam. Powtarzam
sobie mantrę oddychaj, oddychaj, oddychaj.….. i nie krzycz, nie krzycz, nie
krzycz……. Niestety nie zawsze pomaga. Wtedy dzwonię pod dowolny numer z komórki
i drę się, że nie daję już rady. Odkąd mam dzieci moja lista numerów w
telefonie została ograniczona do tych, którzy są jeszcze w stanie wysłuchać
mojego narzekania. Moja cierpliwość wisi na włosku i mam tego świadomość,
dlatego tak bardzo staram się, aby popatrzeć na wszystko przez różowe okulary.
Oswajam się z myślą, że na niektóre sprawy nie mam wpływu, a z innymi muszę
poradzić sobie sama. Jakoś tak zawsze było i dałyśmy rade droga K. Obiecuję Ci,
że zima już odchodzi. Wytrzymajmy do końca tego tygodnia i cieszmy się, że nie
ma temperatury -10, bo wtedy bym płakała! (z tym tańszym gazem z Rosji to ktoś
nas okłamał, jak ktoś nie wierzy niech zamieszka w domu pod Warszawą).
I na koniec optymistycznie! Chodźmy upiec ciasto drożdżowe!
19 lutego 2013
Gdzie ta wiosna, do cholery?!
Oficjalnie potwierdza się, że mam tu najsłabszą psychę. Gdy M. i G. suną zachwycone wśród świeżych płateczków śniegu i myślą "ach, jak pięknie!", ja myślę "Ku...a!!! Gdzie ta wiosna?!" po czym zaliczam spektakularną glebę w moich kozaczkach na płaskim, śliskich jak jasna cholera. Dziś spróbowałam wrócić spod sklepu na chodnik, ale się nie dało, było lekko pod górkę, wózek terenowy, ciężki przede mną, w dodatku dociążony tym wielkim kalafiorem po którego do sklepu dobrnęłam, a ja młóciłam nogami, ale mimo to stałam w miejscu, jak w kreskówce. I nawet nie dało się mieć do nikogo pretensji, że nieodśnieżone. Jak ma być odśnieżone, jak cały czas napieprza tym śniegiem? Na pewno jakiś nieszczęśnik odśnieżający miasto już 5 razy zdążył odszuflować ten podjazd i z rozpaczą oglądał go za każdym razem na nowo tak samo zaśnieżony. Robota głupiego. Zupełnie jak nauczenie cywilizowanych zachowań mojego rocznego dziecka. Chyba czas wrócić do żłobka. Małej ewidentnie się ze mną nudzi, w godzinach 'żłobkowych" robi się naprawdę nieznośna. No, ale przecież czekamy na wiosnę, co by nie chorowała. Gdzie ona jest?! Porąbany futrzak, świstak Phil z tego dziwnego miasta, co mi się zawsze kojarzy, że on jest Panasonic Phil, ale to jest jakoś inaczej, jak ktoś oglądał 14 razy "Dzień świstaka" to wie, o czym mówię... Więc ten futrzak kłamliwy obiecał wiosnę za 3 tygodnie, a to już było ze dwa tygodnie temu... Czekam już bardzo nerwowo. A jak mąż nie patrzy to sprawdzam ceny lotów w jakieś miłe ciepłe miejsca. Jak się wkurzę, to odlecę...
Znów zima!
Stety albo niestety znów mamy zimę. Pada śnieg i zrobiło się
pięknie. To trzeba przyznać. Wprawdzie wszyscy już od jakiegoś czasu tęsknimy
za wiosną, ale dziś zrobiło się cudownie i bardzo męcząco. Cudownie, bo nie
widać brudnych ulic, drzewa pokryte puchem ze śniegu wyglądają niesamowicie.
Natomiast męcząco jest, bo nie tak łatwo przebić się przez nasze drogi z
wózkiem i na rowerze. W wózku uśmiechnięty maluch zachwycony płatkami śniegu, a
na rowerze gna nie zmordowany czterolatek. Postanowiłam to wykorzystać. W
kozaczkach na płaskim sunęłam jak znana z ekranów pani J. Zmachałam się i zziajałam,
ale było warto. Postanowiłam takie spacery na koniec zimy wykorzystać, jako
trening mięśni nóg i rąk, bo pchanie wózka jest strasznie wysiłkowe. Śnieg nadal pada. Jutro będzie powtórka z
rozrywki. A może ktoś do nas dołączy? Albo ma jakieś inne propozycje?
M.
18 lutego 2013
Odrodzenie
Właśnie minęły cztery lata, od kiedy mam ukochanego synka.
Pamiętam całą ciężką ciążę, poród, te pierwsze spojrzenie brązowych oczek,
karmienie, i słodki sen. Wszystko pamiętam jakby to było przed chwilą. Pierwszy
krok małego leniucha, i mnóstwo słów gagatka, takich uroczych dziecinnych. Teraz
mam dużego przedszkolaka, strasznie wygadanego, kochającego książki i pociągi.
Jakoś mi się nostalgicznie zrobiło.
Taka refleksja nad przemijającym czasem pomaga ogarnąć rzeczywistość i wykrzesać resztki cierpliwości.
Buziaki
M.
12 lutego 2013
Ostatki
Dziś ostatni dzień karnawału. Ostatki! A mój kalendarz wypełniony
jest różnego typu imprezami. Już rozpoczęłam odwiedzanie znajomych i rodzinki.
Dziś wprawdzie będziemy tylko we czwórkę świętować, ale w weekend zaszalejemy.
Lista gości ogromna. Tak naprawdę to mam problem, żeby jeszcze coś do tego
kalendarza wpisać i nawet trudno pogodzić te terminy, bo nakłada się wszystko
na siebie. A już niedługo święta. Może odpoczniemy?
M.
11 lutego 2013
czwartki
Odnalazłam zaletę mieszkania pod Warszawą. W naszej szkole
organizowane są zajęcia z aerobiku. Jestem pod wrażeniem wszystkich pań
uczestniczących w zajęciach. Panie są w rozpiętości wiekowej od 25 do 80 lat.
Rewelka, bo najwięcej jest tych w średnim wieku i powyżej. Ja zaliczam się do
tych młodszych i jestem w mniejszości. Pod wrażeniem jestem tych wszystkich
Pań, że im się chce, mają ochotę, co tydzień tam przychodzić i zrobić coś dla
siebie. Może nasze mamy powinny też o tym pomyśleć. Na moją mamę nie działają
żadne argumenty. Po ostatnim dniu babci i dziadka uważam, że na emeryturze
zajęcia dodatkowe są niezbędne. W ogóle zastanawiam się czy ta emerytura
polegająca na siedzeniu w domu ma sens? Nawet dla gospodarki.
Dlatego tak lubię czwartki. Aerobik mnie nakręca bardzo,
bardzo pozytywnie! W ostatni czwartek spadł śnieg w ilości maxi maxi. I mi się
wtedy chciało wszystko. Nawet odśnieżać! Po super wysiłku na sali gimnastycznej,
zaczęłam odśnieżać podwórko, bo niestety na wsi trzeba samemu zadbać o siebie.
Rano kochany mąż miał odśnieżony wyjazd, a ja wielką satysfakcję. Znalazłam
swój sposób na stres i monotonię!
M.
5 lutego 2013
Moja psycha i pozytywy
Z tą moją silną psychą to przesada..też mam tak,że najchętniej ciskała bym talerzami (najlepiej w ojca moich synów..) albo pobiegła w dal nie oglądając się za siebie (najlepiej w kierunku dużej latte i bardzo czekoladowego ciasta).
Też jestem niewyspana, mam niewydepilowane brwi i paznokcie na szybko obcięte obcinaczem, nie mam w co się ubrać a na dodatek w porównaniu do K i M mam w domu pierdolnik nieogarnialny od kilku lat.. (Postanowiliśmy wczoraj ukryć połowę talerzy i sztućców,bo ciągle mamy górę zmywania).
Mi też kumuluje się zmęczenie i frustracja że Syn nie słucha/nie chce się wykąpać/umyć zębów/nie chce iść spać itd.. Ciągle mnie prosi żebym coś mówiła białym ludzikiem lego, a teraz niebieskim, a teraz patrz, leci samolot, Mamooo móóóówwww!!!! A z drugiej strony i tak mam wyrzuty sumienia że za mało z nim jestem bo pół dnia jest w przedszkolu a jak wraca to mam dla niego za mało czasu bo coś robię w domu albo karmię młodszego albo chcę mieć chwilę świętego spokoju i sprawdzam maila przez telefon (matko, spróbuj włączyć komputer a natychmiast na Twoich kolanach pojawia się dziecko..dlaczego komputer taty NIGDY nie jest taką atrakcją???)
I jeszcze mam wyrzuty sumienia, bo ciągle nie zapisałam się do dentysty ani ginekologa, Nowego syna nie zapisałam do ortopedy ani na szczepienie ( i ciągle nie wiem czym go zaszczepić?? ) i nie zaczęłam pisać pracy inżynierskiej,a już powinnam..
W ogóle uważam że macierzyństwo to ciężka praca, wymagająca nieskończonej cierpliwości i siły. A potem jak nam się wydaje że więcej nie damy rady to nawet jak nam się zwala na głowę jeszcze coś extra to i tak dajemy radę.
I myślę że macierzyństwo to ciężka i mozolna praca nad sobą ale dla mnie też niesamowicie wzmacniająca i dodająca siły i poczucia własnej wartości. Bo jesteśmy super! Dziewczyny! Urodziłyśmy dzieci! Nosiłyśmy je w brzuchach, karmimy/łyśmy własnymi piersiami (w sumie sześcioma :P), pokonałyśmy różne trudności,które wydawały się być nie do pokonania! A jeszcze tyle przed nami ;)
Co to dla nas teraz załatwić sprawę w banku, czy urzędzie? Co to dla nas pojść na jakieś cholernie ważne spotkanie? pffff!
Motherpower! ;)
G
Też jestem niewyspana, mam niewydepilowane brwi i paznokcie na szybko obcięte obcinaczem, nie mam w co się ubrać a na dodatek w porównaniu do K i M mam w domu pierdolnik nieogarnialny od kilku lat.. (Postanowiliśmy wczoraj ukryć połowę talerzy i sztućców,bo ciągle mamy górę zmywania).
Mi też kumuluje się zmęczenie i frustracja że Syn nie słucha/nie chce się wykąpać/umyć zębów/nie chce iść spać itd.. Ciągle mnie prosi żebym coś mówiła białym ludzikiem lego, a teraz niebieskim, a teraz patrz, leci samolot, Mamooo móóóówwww!!!! A z drugiej strony i tak mam wyrzuty sumienia że za mało z nim jestem bo pół dnia jest w przedszkolu a jak wraca to mam dla niego za mało czasu bo coś robię w domu albo karmię młodszego albo chcę mieć chwilę świętego spokoju i sprawdzam maila przez telefon (matko, spróbuj włączyć komputer a natychmiast na Twoich kolanach pojawia się dziecko..dlaczego komputer taty NIGDY nie jest taką atrakcją???)
I jeszcze mam wyrzuty sumienia, bo ciągle nie zapisałam się do dentysty ani ginekologa, Nowego syna nie zapisałam do ortopedy ani na szczepienie ( i ciągle nie wiem czym go zaszczepić?? ) i nie zaczęłam pisać pracy inżynierskiej,a już powinnam..
W ogóle uważam że macierzyństwo to ciężka praca, wymagająca nieskończonej cierpliwości i siły. A potem jak nam się wydaje że więcej nie damy rady to nawet jak nam się zwala na głowę jeszcze coś extra to i tak dajemy radę.
I myślę że macierzyństwo to ciężka i mozolna praca nad sobą ale dla mnie też niesamowicie wzmacniająca i dodająca siły i poczucia własnej wartości. Bo jesteśmy super! Dziewczyny! Urodziłyśmy dzieci! Nosiłyśmy je w brzuchach, karmimy/łyśmy własnymi piersiami (w sumie sześcioma :P), pokonałyśmy różne trudności,które wydawały się być nie do pokonania! A jeszcze tyle przed nami ;)
Co to dla nas teraz załatwić sprawę w banku, czy urzędzie? Co to dla nas pojść na jakieś cholernie ważne spotkanie? pffff!
Motherpower! ;)
G
4 lutego 2013
Codziennie coś...
Codziennie coś. Różne są te cosie, jedne sprawiają, że serce nam rośnie, ale dużo jest takich, że nam rośnie ciśnienie. Właściwie można sobie powiedzieć: wszystko zależy od nas samych i od tego jak się nastawimy. Więc niby sprawa prosta- wystarczy się pozytywnie nastawić :) Najlepszą psychę ma G., więc to ona tu powinna sypać przykładami, jakie życie jest piękne, a dziudziuniem czy dwoma to już w ogóle, achhh!! Ale pewnie nie może się dopchać do kompa, bo albo rycerze albo egzaminy albo jakieś dziecko po klawiaturze skacze. Zauważyłam, że jak moja córka naciska jednocześnie wszystkie przyciski na klawiaturze, to touchpad przestaje działać, ciekawe...
Zatem, na prośbę M. i żeby puścić w świat dobrą energię od dziś zamieszczam rzeczy POZYTYWNE. To znaczy, nie że jest szczepionka na raka albo skończyła się wojna w Syrii. Takie małe pozytywne drobiazgi z codziennego życia mam. A co!
Zatem pozytyw numer 1 i jednocześnie źródło największej dumy mamusi: moje dzielne 13 miesięczne dziecię CODZIENNIE wieczorem robi siku do nocnika :) Po czym wstaje i idzie się kąpać. Chyba czas pokazać jej jak korzystać z papieru toaletowego :)))
I co tam wrzaski, niezjedzone zupy i nieprzespane noce, ta malutka kałuża moczu wzrusza mnie do łez...
Do tego stopnia, że M. i G. musiały ją dzisiaj wieczorem podziwiać za pośrednictwem MMSa, hi hi :)
K.
Zatem, na prośbę M. i żeby puścić w świat dobrą energię od dziś zamieszczam rzeczy POZYTYWNE. To znaczy, nie że jest szczepionka na raka albo skończyła się wojna w Syrii. Takie małe pozytywne drobiazgi z codziennego życia mam. A co!
Zatem pozytyw numer 1 i jednocześnie źródło największej dumy mamusi: moje dzielne 13 miesięczne dziecię CODZIENNIE wieczorem robi siku do nocnika :) Po czym wstaje i idzie się kąpać. Chyba czas pokazać jej jak korzystać z papieru toaletowego :)))
I co tam wrzaski, niezjedzone zupy i nieprzespane noce, ta malutka kałuża moczu wzrusza mnie do łez...
Do tego stopnia, że M. i G. musiały ją dzisiaj wieczorem podziwiać za pośrednictwem MMSa, hi hi :)
K.
3 lutego 2013
O miłości
Ostatnio zaniedbany nasz blog nie mógł udźwignąć słów
wynikających z rozmów telefonicznych, smsowych tekstów, czy obszernych e-maili.
No cóż prawda taka, że nie zawsze wywody o macierzyństwie i życiu matki polki
nadają się dla czytelników. Ale jednak coś należy się wirtualnej rzeczywistości
przekazać. A w nawiązaniu do nadchodzącego dnia święta zakochanych, potocznie
zwanego walentynkami napiszę o miłości. To będzie ta trudna miłość matki do
dziecka i dwojga dorosłych. Kochamy tych naszych facetów i mamy z nimi dzieci i
to właśnie z nimi, dlatego tak nie do końca możemy na nich narzekać, że ich nie
ma, kiedy są potrzebni, że z dzieckiem to siedzimy my, że do lekarza też my
przedzieramy się przez zaspy śnieżne, koszmarne usypianie w dzień też nas dotyczy,
bo my w domu, a facet w pracy, że zima jest i jeszcze będzie to też niestety
nie jest ich wina i prawda jest taka, że oni nas do niczego nie zmuszają, może
nie zachęcają do zmian, ale wiedziałyśmy, że karmienie nocne i dzienne to
raczej do kobiety należy, a urlop wychowawczy i macierzyński też przysługuje w
pełni tylko nam, a to wina prawa i państwa. Także walczyć z tymi naszymi
facetami nie warto, bo ich kochamy. Gorzej będzie z miłością do dzieci. Jest
naturalna od chwili narodzenia. Chyba żadna z nas nie zapomni tej pierwszej
chwili po porodzie z dzieckiem na brzuchu. Wszystkie chciałyśmy mieć dzieci.
Nie sprawiedliwe są zasady wychowywania dzieci. Nikt, żadnej dziewczynce, wcześniej nawet nie pisnął, że
macierzyństwo jest ciężkie, frustrujące i wymaga ogromnych pokładów
cierpliwości. O notorycznym zmęczeniu też nikt nie wspominał. Pewnie ta wiedza
nie zmieniłaby decyzji o posiadaniu dziecka, ale może pomogłaby oswoić się z tą
myślą i może udałoby się inaczej zorganizować sobie życie, aby było nam
łatwiej. Teraz wszelkie zmiany z dzieckiem, albo dziećmi jest trudniejsze.
Oczywiście zgadzam się z kochaną G., że to nasze macierzyństwo jest pouczające,
ale może Twoje przykłady pozytywów by nam się przydały. Bo właśnie o to chodzi,
aby ułatwiać sobie wszystko i patrzeć pozytywnie. Polecam też w chwilach
wolnych lekturę. Książki o miłości polecam!
M.
M.
1 lutego 2013
Szaleństwa ciąg dalszy...
Jak działa przedszkole? Może jakaś przedszkolanka wyjaśni mi
techniki opieki nad dziećmi, aby się nie nudziły, nie krzyczały, nie kłóciły o
zabawki i w ogóle żeby było miło! Jak to wszystko ogarnąć? Mimo szczerych chęci
mam z tym duże problemy i zła jestem na siebie potwornie. Taki dzień krzyków i
płaczów doprowadza mnie do frustracji, nie mówiąc już o tym, że brak mi rąk i czasu,
aby zająć się domem. Coś ostatnio nie mogę się zorganizować. Czy wszystko można zwalić na pogodę? Ja nawet
nie odczuwam już zmęczenia i senności.
Dotykając poduszki zasypiam automatem. Gorzej z synem obok mnie, który
udaje ducha i nigdy nie zamierza spać, kiedy go o to proszę. Kwitując potrzebna
rada na znudzonego czterolatka i malucha bez potrzeby snu. Od razu dodam, że
przedszkole do września musi czekać, a do kochanej K. nie mogę jeździć
codziennie, bo mnie znienawidzi, a tam dzieci jakby grzeczniejsze i jakie
chętne do jedzenia.
M.
31 stycznia 2013
Nie wyrabiam
Czy Wy też jesteście na poziomie intelektualnym Kubusia
Puchatka? Nazywacie zwierzęta poprzez odgłosy przez nie wydawane? Udajecie
wierze kontrolną i panią na dworcu kolejowym? Ile tak można, żeby nie
zwariować? Ja mam dość. Ratunku!!!
M.
21 stycznia 2013
To właśnie chciałam usłyszeć.. ?
Weekend w szkole. Nowy Syn ma 6 tygodni. Logistyka związana z karmieniem, dowozem dziecka, opieką nad starszym, udała się dzięki zaangażowaniu Tatusia i nieocenionych M i K. Bardzo Wam dziękuję :*
Jednak taki dwudniowy zjazd na uczelni wiąże się dla młodej matki nie tylko z logistyką i posiedzeniami z ryczącym laktatorem w kiblu..
Wiąże się też z odpowiadaniem na liczne (podobne do siebie) pytania, np:
-Jak się czujesz? Jak tam? (te już znam z czasu ciąży :D)
-Jak Maluszek? (nie wiem co powiedzieć bo nie wiem o co mnie pytasz..?)
-Daje Ci spać w nocy? (no cóż..właściwie tak..no bo sypiam w nocy ale z drugiej strony nie całkiem bo conajmniej trzy pobudki na karmienie, ale to przecież normalne, więc właściwie daje mi spać..ale z drugiej strony czy pytający wie że to normalne te pobudki? bo może to dla niego nieprzespana noc..)
-Jak Twój facet? (no tu podobnie jak przy trzecim pytaniu..)
I jeszcze takie rzeczy słyszę:
-O..zmęczona jesteś? (czyli widać to po mojej twarzy?)
-O, ale brzuch Ci został jescze .. (no tego to nawet nie będę komentować..w stosunku do brzucha w ciąży to zostało niewiele..trochę tak, ale bez przesady...a nawet jak został..to czy trzeba mi to przypominać? )
Wiem że nic z tych rzeczy nie jest mówione ze złej woli...wieeeeemmmmm.... Ale wysłuchałam.. :/
I teraz.. zastanawiam się jakie pytania bym chciała usłyszeć?
Mam trzy ciężarne koleżanki na roku i jedną młodą mamę z grudniowym Maluchem, sama je pytam jak się czują :P Ale żadnej nie powiem że ma wielki brzuch (O! a to bliźniaki?) albo że jej coś zostało po ciąży..
Btw.. Tyle tam kobiet na tym wydziale, dlaczego nie ma pokoju w którym można odciągnąć mleko z piersi albo zostawić Malucha z opiekunem i zaglądać do nich w przerwach?
Muszę chyba napisać jakiś list do władz wydziału z zapytaniem..
Wtedy zwisający brzuch byłby jedynym problemem związanym z pobytem na uczelni..;)
G
Jednak taki dwudniowy zjazd na uczelni wiąże się dla młodej matki nie tylko z logistyką i posiedzeniami z ryczącym laktatorem w kiblu..
Wiąże się też z odpowiadaniem na liczne (podobne do siebie) pytania, np:
-Jak się czujesz? Jak tam? (te już znam z czasu ciąży :D)
-Jak Maluszek? (nie wiem co powiedzieć bo nie wiem o co mnie pytasz..?)
-Daje Ci spać w nocy? (no cóż..właściwie tak..no bo sypiam w nocy ale z drugiej strony nie całkiem bo conajmniej trzy pobudki na karmienie, ale to przecież normalne, więc właściwie daje mi spać..ale z drugiej strony czy pytający wie że to normalne te pobudki? bo może to dla niego nieprzespana noc..)
-Jak Twój facet? (no tu podobnie jak przy trzecim pytaniu..)
I jeszcze takie rzeczy słyszę:
-O..zmęczona jesteś? (czyli widać to po mojej twarzy?)
-O, ale brzuch Ci został jescze .. (no tego to nawet nie będę komentować..w stosunku do brzucha w ciąży to zostało niewiele..trochę tak, ale bez przesady...a nawet jak został..to czy trzeba mi to przypominać? )
Wiem że nic z tych rzeczy nie jest mówione ze złej woli...wieeeeemmmmm.... Ale wysłuchałam.. :/
I teraz.. zastanawiam się jakie pytania bym chciała usłyszeć?
Mam trzy ciężarne koleżanki na roku i jedną młodą mamę z grudniowym Maluchem, sama je pytam jak się czują :P Ale żadnej nie powiem że ma wielki brzuch (O! a to bliźniaki?) albo że jej coś zostało po ciąży..
Btw.. Tyle tam kobiet na tym wydziale, dlaczego nie ma pokoju w którym można odciągnąć mleko z piersi albo zostawić Malucha z opiekunem i zaglądać do nich w przerwach?
Muszę chyba napisać jakiś list do władz wydziału z zapytaniem..
Wtedy zwisający brzuch byłby jedynym problemem związanym z pobytem na uczelni..;)
G
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)