9 sierpnia 2012

Torebka Pudziana

Moja torebka zawsze jest wielka i zawsze potwornie ciężka. Nawet jak kompletnie nic w niej nie ma, to i tak waży tonę. Mąż się wścieka i każe mi kupować małe torebki. Małe torebki kompletnie nie przyciągają mojej uwagi, kiedy jestem w sklepie. Mąż pyta po co mi kolejna torebka, skoro mam już pięć. Myśli, że mam pięć, bo nie widział tych siedmiu upchniętych w szafie :)
Obecnie moją torebką jest torba do wózka, zresztą własność G. (merci!), co zbawiennie działa na mój kręgosłup, bo dynda sobie taka na rączce od dyliżansu i może sobie ważyć ile chce, dopóki nie przewraca wózka. Jak mąż czasem waży ją w ręku to mówię, że w środku przecież niezbędnik dzidziusia (czyli bardzo dużo rzeczy, które okazują się zupełnie niepotrzebne oraz brak tej jednej, która akurat jest natychmiast potrzebna...), no to jak ma być lekka...
Kolejny problem, że nigdy nic w torbie nie mogę znaleźć. Telefon dzwoni, a ja nerwowo przetrząsam kolejne kieszonki. Albo biegam z obłędem w oczach po domu, bo mi gdzieś zginął, a on hi hi hi śmieje się ze mnie wewnątrz torby. Tak samo kluczyki, pomadka, chusteczki...
No i portfel. Tam to dopiero jest Meksyk. Choć od czasu do czasu tam sprzątam.Strasznie trudno przez to znaleźć w nim pieniądze i karty. A niby po to ma się portfel...
Kończę, bo Mi wyje, muszę ustalić co za tragedia się stała. Ale wrócę :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz