Wygląda na to że ostatnie tygodnie ciąży to powtórka z tych pierwszych, jeżeli chodzi o stopień zapotrzebowania na sen.
Muszę być naprawdę zmęczona żeby usnąc w dzień (coś w stylu zarwana noc albo dwie z rzędu, kiedyś dawno temu z powodów imprezowych, teraz już raczej z powodów wiadomych) a dwa dni temu tak właśnie usnęłam o 17.30 na kanapie siedząc oparta o synka oglądającego Małpkę George'a.. oczywiście zaraz mnie obudził, bo kto to widział żeby tak spać przy Georgu, ale co ucięłam to moje..
Już bym chciała nie chodzić do pracy i w ogóle nigdzie nie chodzić, noo, może niespiesznie na prasówkę przy kawie i szarlotce do jakiejś miłej kawiarni, ale chyba jeszcze trochę minie zanim mi się to uda. Jak się uda to nie omieszkam poinformować. Będą ogłoszenia na słupach może nawet..
A póki co zaczynam odczuwać poważną presję czasu, bo szkoła, bo pracy jeszcze trochę, bo wyprawkę już pora przygotować (może trzeba było jednak zrobić to w lipcu czy w sierpniu póki nie czułam się jeszcze jak czołg??), wózek uprać (na razie pasuje idealnie do żulerskiej kurtki od K) no i nakupić podpasek i podkładów higienicznych i wkładek do stanika.. ! I sam stanik! A booli mnie już wszystko i to coraz bardziej, miednica mi powoli pęka na złączeniach, ale trzymam się wersji zasłyszanej od pewnej Bardzo Mądrej Położnej, która mówi że jeszcze żadna kobieta nie pękła na pół, nawet w czasie porodu, więc mała szansa że będę pierwsza..
Tak więc walcząc z sennością dnia dzisiejszego szykuję zyupę z dyni na kolację i mam nadzieję że niedługo potem będzie mi dane pójść spać.. bo jutro dwunastogodzinny dzień na uczelni..ahhhhhhh....
dobranoc!
G
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz