No niech mi ktoś wyjaśni jak to możliwe? Gdy serwuję pyszną zupkę ze słoiczka usta dziecka zatrzaskują się na amen i w ogóle nie ma mowy, żeby chociaż dwie łyżeczki, za tatusia...Natomiast, gdy pojawia się deserek schodzi naraz cały słoik! W dodatku szacuję, że z 80% jego zawartości trafia do buzi dzidziunia, a nawet do 60% małego żołądka. Reszta kończy wtarta w koszulkę, moje włosy, dywan, pobliskie ściany... Ale generalnie na koniec posiłku mogę triumfalnym gestem unieść w górę pusty słoiczek. Czy przekazałam jej w genach tę zgubną skłonność do słodkiego, która zawiodła mnie wprost w ubrania w rozmiarze 44?
K.
PS: Always look on the bright side! na wyprzedaży zawsze jakieś 44 zostaje i w dodatku, razem ze swoim alter ego 34, w najniższej cenie :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz