27 lipca 2012

Misja: wyjść z domu

I tak mamy dobrze.. Syn póki co chodzi do prywatnego przedszkola. Musimy tam dotrzeć na 10.00 rano i to tylko trzy razy w tygodniu.. ALE i tak poranki nieustannie okazują się być po prostu za krótkie!
7.50 Dzwoni budzik.. specjalnie nastawiam kilka minut wcześniej żeby jeszcze chwilę poleżeć..mam czas na rozruch..czyli uświadomienie spobie że NAPRAWDĘ muszę już wstać..
8.00-8.05 rozruch zakończony i udało mi się zwlec z łóżka..
do łazienki, siku, myję buzię, zęby, potem myję włosy.. w międzyczasie do łazienki przytacza się półśpiący syn i przykleja się do nogi witając i chcąc buziaka akurat wtedy gdy zwisam głową w dół nad wanną.
Znowu musze siku..
Trochę się ubieram, ojej muszę uprasować bluzkę.. "MAMO, chcę płatki!", robię płatki (jest upał więc oszczędzam czas na podgrzewanie mleka),  prasuję.. cholera, znowu wyglądam jak pasztet/parówka/inna garmażerka.. chcę inną bluzkę.. zawieszam się przed szafą pełną ciuchów.. bo nie mam się w co ubrać! Dobra..zakładam czarną..i musze siku.. (i tak dobrze że tyle bluzek jest w szafie bo mogłyby akurat być w praniu jak zwykle..) jaki mam czas?? zaczynam odczuwać presję czasu.. Syn w międzyczasie po zjedzeniu płatków zasiada przed poranną porcją bajek w tv. Jest 8.50 a żeby zdążyć na czas powinniśmy zacząć wychodzić z domu o 9.25. Żeby pojechac komfortowo jednym autobusem z nieco bardziej oddalonego przystanku musimy wyjść o 9.15..
A ja mam nadal mokre włosy, nie mam ani pół makijażu i nic nie zjadłam.. No więc szykuję sobie śniadanie i nawet kawę. W międzyczasie posmarowałam się dezodorantem i kremem do twarzy (spoko, mam już na tyle obcykane że wiem które gdzie ma trafić). Siadam do stołu i zjadam szybko dwie kanapki..no dobra trzy bo przecież jeszcze syn w brzuchu jest głodny.. Popijam kawą ale nie zdążam jej wypić całej. W międzyczasie zerkam na zegarek. 9.15, no dobra odpuszczam wygodny autobus..pojedziemy z przesiadką..
Zabieram kawę do łazienki, szybkie oko i suszenie włosów. 9.25 możemy iść! Ale cholera..zawsze zapominam o tym że dziecko nadal w piżamie.. wrrrr... Synu!!! chodź tu bo nie ma czasu! Szybko się ubieramy (a wiadomo że jak się człowiek spieszy to się diabeł cieszy.. i budzi w dziecku..) Małemu diabłowi tez da się założyc buty..A no i jeszcze przed wyjściem MUSZE zrobić siku!
Udało się nam w końcu wyjść, dotarliśmy na przystanek.. po drodze zaliczając jeden podjazd dla wózków na który zawsze Syn wbiega i zbiega. Patrzę na zegarek.. 9.40.ehhhhh... Dotrzemy na 10.10 ale po drodze będę biedne dziecko poganiać, a on będzie jęczeć że nie może biegać a w ogóle to bardzo go bolą nóżki..
Więc znowu sobie obiecuję: JUTRO wyjdziemy wcześniej!
a wiecie co najgorsze? że od 1 września do przedszkola będziemy chodzić na 8.30,codziennie...
A od grudnia do porannego ogarnięcia będzie już dwoje dzieci.
jakoś damy radę?

G

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz