24 lipca 2012
Nie masz dnia bez awantury...
Błogie i sielskie życie mamuni małego dzidziunia wbrew pozorom nie upływa na ukwieconej łące wśród śpiewu skowronków i słodkiego gaworzenia różowego bobaska. Upływa w miejskiej dżungli. Dżungla ma moc zalet: coffee heaven, starbucks, costa, rue de paris... i generalnie dużo w niej jest cywilizowanych matkoprzyjaznych miejsc i wydarzeń. Jest też niestety dużo elementów matkom wrogich: krzywe chodniki, metrowej wysokości krawężniki, wąskie przejścia, nieczynne windy, windy do których trzeba wejść po kilku schodkach, windy, których obsługa wymaga doktoratu na MIT, opryskliwi ochroniarze pilnujący ściany itp.G. uda się mam nadzieję wrzucić kilka stosownych fotek z dzisiejszej wyprawy do miejskiego buszu. Dziś natomiast do listy elementów wrogich zupełnie niespodziewanie dołączyli rowerzyści. Dzieliłam miejsce dla wózków w wagonie metra z trzema rowerami. Wszystkie były do mnie wrogo nastawione. I WSZYSTKIE otarły się swoimi brudnymi kołami o moje białe spodnie. A to są moje jedyne spodnie na taki upał, które nie cisną! I znowu awantura... :/
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz