12 lipca 2012

Zbiórka moczu

Już dawno być miało, ale się nie mogłam, nomen omen, ZEBRAĆ... :) Kto nie przeprowadzał zbiórki moczu do badania u 6 miesięcznej dziewczynki, ten nie wie co to rock and roll! M. i G. jako matki stada chłopców- ani słowa! cisza nad tą trumną! Moja zbiórka trwała 3 dni. Na szczęście wykazałam się przytomnością umysłu i kiedy przemiła pani farmaceutka podawała mi JEDEN woreczek, tak trochę żartem, ale poprosiłam o jeszcze dwa, w końcu to mój pierwszy raz.
Próba pierwsza: najpierw dość długo studiowałam instrukcję, która składała się raptem z pięciu zdań, ale i tak sprawiła, że na wątłym opakowaniu zaczęłam szukać telefonu do HELP LINE- nie było, skandal!!! Po otworzeniu opakowania wiele się wyjaśniło, nastąpił zatem moment "aplikacji woreczka". W krótkich żołnierskich słowach instrukcja pouczała mnie, że należy zachować maksimum ostrożności i właściwie niczego nie dotykać, żeby nie zanieczyścić próbki moczu. Łatwizna, sugerowała instrukcja, szybko przykleić i odczekać pół godziny.Ha, ha, ha! Kto tę instrukcję pisał, niemowlę widział tylko z daleka i to przez grubą szybę! Mleczną! Albo w bycze jądra (taki wzorek...)! Mój wierzgający i wijący się półroczniak po kilkuminutowej szamotaninie potężnym kopniakiem posłał woreczek w powietrze. Wylądował za fotelem. Ponieważ nie pamiętałam czy w tym roku kalendarzowym lub nawet akademickim, ktoś ten fotel odsuwał, żeby posprzątać, z góry uznałam próbkę za zanieczyszczoną. Woreczek wyjmiemy jak będziemy pucować chatę na Boże Narodzenie. Spocona, zdyszana i z rozwianym włosem odłożyłam kolejną próbę do jutra.
Próba druga: mądrzejsza o doświadczenia z próby pierwszej, obrałam lepszą taktykę. Odwróciłam uwagę mamlaka czymś na wysokości wzroku, w łapki dałam po zabawce i po krótkiej szamotaninie z udziałem samych pulchnych nóżek chodziłam sobie po domku z dzidziusiem z doklejonym woreczkiem. Żeby mieć pewność, że pielucha nie odklei woreczka i wszystko poleci w dół wprost do zbiorniczka nosiłam sobie małą Mi na rękach. Po półgodzinie zadzwoniłam do przychodni zapytać czy próbka moczu wyciśnięta z mojej bluzki nadaje się do badania. Niby się nie nadaje. Phi! Cieniasy! Dr Brennan ustaliłaby na podstawie tej bluzki co jadłyśmy na obiad w Wielkanoc!
Próba trzecia: tym razem na naklejony woreczek założyłam pieluszkę. Po półgodzinie odtrąbiłam częściowy sukces. W woreczku było NIECO moczu. Po przelaniu do plastikowego pojemniczka ledwo przykrył dno. Natychmiast pobiegłyśmy z naszą zdobyczą do przychodni. Pielęgniarki patrzyły dziwnie, gdy kazałam nalepić nalepkę i odwieźć do laboratorium pozornie pusty słoik, na szczęście Mi jest niezawodna, rozdarła paszczaka  w najodpowiedniejszym momencie, więc szybko puściły nas wolno. Ha, ha chciałam przybić z małą piątkę, ale ona jeszcze nie przybija, musimy to poćwiczyć...
K.

1 komentarz:

  1. Ciesz sie że nie zrobiła razem sikiem kupy akurat. Wtedy jest dopiero dylemat czy można taką próbke zawieźć to badania czy jednak postarać się o kolejną :P

    G

    OdpowiedzUsuń