7 lipca 2012

bardzo śmieszne..czyli wakacje nad polskim morzem

Bardzo śmieszne..albo wcale nieśmieszne..
Miałam nadzieję że 35 stopniowy upał będzie świetnym zestawieniem z nadmorską bryzą i niezaludnioną jeszcze plażą.. Ale nic z tego!
Przyjechaliśmy w poniedziałek.. padało, ale to nic bo przecież już późno, zjemy kolacje, rozpakujemy się, jutro będzie lepiej.
We wtorek nie padało od rana ale było zimno.. to nic, pojedziemy do fokarium na Hel.. (nie polecam, chyba że lubicie długie kolejki, stare bajgle, tłum ludzi, obiad za 50zł. A fok i tak nie zobaczycie, no way..)
W środę znowu zimno i mżawka..ale podjęłyśmy wyzwanie, pójdziemy na tą cholerną plażę, zabrałyśmy toboły (dwie kobiety, jedna w ciąży, 5latka, 3latek i roczniak) czyli wózek, parawan, parasol, basen dmuchany, dwa koła ratunkowe, cztery torby i plecak trzymający temperaturę wypakowany prowiantem.Usiadłyśmy na chwilę, roczniak posadzony na kocu od razu wyciąga ręce żeby go stamtąd zabrać.. nic dziwnego..wieje, mży, wieje, mży jeszcze bardziej.. Starsze dzieci zamoczyły nogi, 3latek wrzucił kilka patyków do morza.. To by było na tyle, wracamy.. Więc toboły znowu na plecy i wracamy. Plażing jak się patrzy..pfffffff
W czwartek nie padało, koło 10.00 było dośc cieplo, więc pognaliśmy na plażę. Tym razem udało się rozbić obóz, dzieci się pobawiły, ale o 13 już trzeba było wracać. Mgła zasnuła całe wybrzeże.. i tak juz zostało do wieczora.
W piątek na dzień dobry burza.. Teraz to już każda moja myśl zaczyna się brzydkim słowem. Koło południa się przejaśniło, na horyzoncie ciągle ciemna chmura i słychac grzmoty. Szybko poleciałam z synem do sklepu bo zabrakło kilku rzeczy no a pozatym ile można siedzieć w domu? W drodze powrotnej  syn zasnął w swoim wózku. Czarna chmura zniknęła, zrobił się upał. Spociłam się całkiem przez te 4 minuty pchania wózka. Towarzystwo pognało na plażę (się nie dziwię) a ja zostałam z zaśniętym synem.Skorzystam i się pouczę opalając nogi w ogródku. Potem do nich dołączymy. Spał godzinę, faktycznie udało mi się nieco pouczyć nawet. Nóg nie opaliłam bo one mają jakiś mechanizm obronny i nie opalają się wcale.. Potem zaliczyliśmy długą wędrówkę przez pole, skręciliśmy w złą stronę i w efekcie znaleźliśmy się po drugiej stronie małego kanałku dzielącego plażę (jakiś dla łódek prowadzący do przystani w głębi lasu) i nie dotarliśmy do reszty towarzystwa bo nie byłam na tyle odważna żeby syna, brzuch i wielką torbę przeprawiać przez kamienistą przeprawę o głębokości niewiadomej.. Usiadłam więc tam gdzie byliśmy, bez łopatek i bez towarzystwa dla syna (chce do dzieeeeccciiiii!!!! buuu :( ).  Poczułam się najgorszą matką na świecie, bo ani jedzenia nie miałam ani zabawek, ani nie potrafiłam trafićtam gdzie chciałam a pozatym to jestem tutaj sama i gdzie do cholery jest ojciec tego syna?  .. Ale za chwilę obok pojawiła się pani z dziewczynką i dwoma łopatkami, więc syn się podłączyła a ja byłam jej wdzięczna tak że miałam ochotę ucałować :P Upału już nie było ale to nie szkodzi, trzylatek się świetnie bawi patykami i kamieniami i wskakuje na fale krzycząc "gaz do dechy!!", a następnie wspomnianą łopatą próbował wrzucić plażę do morza. Wieczorem byliśmy jeszcze na zachodzie słońca na plaży ale już samochodem więc bez błądzenia i długiej wyprawy..I zachód był piękny, chociaż zimno było jak niewiemco.
No i dziś jest sobota.. zgadnijcie co usłyszałam jako pierwsze dzisiaj rano? śpiew ptaków? niee.. szum fal? nie nie.. podpowiadam.. Bu... ....rza!!!!

W przyszłym roku jadę do Włoch albo Grecji.
G

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz