Bo zawsze jak coś kreatywnego przychodzi do głowy to:
- spoglądam na zegarek i odkrywam, że jest straaaasznie późno, a ja mam jeszcze tysiąc rzeczy do zrobienia, więc bardzo się spieszę...
- trzeba natychmiast zrobić jedzenie dla dziecka i bardzo się spieszę...
- trzeba pilne odpisać na 274 maile i bardzo się spieszę...
- w lodówce szaleje halny i trzeba pędzić na zakupy niczym górska kozica, bo o 21 ci leniwi barbarzyńcy bez krzty zrozumienia dla matek-Polek zamykają supermarket, więc bardzo się spieszę...
- dziecko wrzeszczy i wije się w konwulsjach i nie daje się ubrać, a za dziesięć minut muszę wyjść do pracy i bardzo się spieszę...
- niby dziecko w żłobku i można by chwilę odetchnąć, ale to jak już załatwię wizytę w ZUSie, zakupy, odbiorę awizo i faktury, zajrzę do pralni, umówię pięć wizyt lekarskich i posprzątam ten straszny bałagan w domu. Mam na to wszytsko 2 godziny, więc bardzo się spieszę...
- za piętnaście minut przychodzą goście i trzeba ukręcić jakiś posiłek, a ja właśnie przekraczam próg domu z zakupami i dziecko wita mnie gromkim "aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!" (w tłumaczeniu: natychmiast weź mnie na ręce i dawaj cyca!), więc muszę się spieszyć...
Zresztą we wszystkich powyższych sytuacjach owo "coś kreatywnego" okraszone jest taką ilością bluzgów i wyzwisk, że i tak wymagałoby bardzo starannej obróbki nim nadałoby się do upublicznienia, więc może nie żal, że nigdy nie ujrzy światła dziennego padającego na ekran.
A kiedy wreszcie siadam do laptopa z całych sił ignorując służbową skrzynkę mailową, jest w miarę cicho i w miarę spokojne, to znaczy, że jest tak późno i jestem tak zmęczona, że akurat nic kreatywnego nie przychodzi mi do głowy...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz