Kurtka żula wcale nie jest taka straszna. Podobno. Tak przynajmniej twierdzi G. Moim zdaniem twierdzi tak, bo jeszcze nie przechodziła w niej ciurkiem 7 miesięcy. Pogadamy na wiosnę...
Mój późnoxiążowy i pociążowy outfit uwarunkowany był przedłużającą się w nieskończoność mroźną zimą. W kółko te same ubrania, które najpierw mieściły wielki brzuchol a potem pociążowe ekstra kilogramy. W kółko ta sama kurtka i buty, wszystko w ponurych kolorach i mocno bezkształtne. Do tego pchałam przed sobą wózek. I w którymś momencie odkryłam, że sama sobie przypominam tych panów ekologów, co tak pracowicie sortują śmieci w osiedlowych altankach, a potem starymi wózkami dziecięcymi przewożą je do punktów skupu. Żeby nie było, nic do panów nie mam! Wykonują kawał ciężkiej ekoroboty... I tak oto niewinna spracowana kurtka została kurtką żula i służyła mi długo, a teraz trafiła do G. W ślad za kurką ruszą za chwilę kozaki, które kiedyś baardzo lubiłam, ale teraz...
To choćby przyszło tysiąc atletów
I każdy zjadłby tysiąc kotletów
I choćby mocno zęby zaciskał
To ich nie zapną na moich łydziskach...
K.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz