27 czerwca 2012

oj tak... w sprawie Davida B.

Przejście podziemne w centrum Warszawy to miejsce którego nie lubię bardzo.. Tłum ludzi, żadnej prawidłowości w poruszaniu się tego tłumu, każdy po swojemu, sie pchają albo nagle zatrzymują bo buty, komórki, kiosk ruchu, kanapki oscary (a teraz to juz nawet coffi oscar)
Ale David zmienia wszystko.. No schodze po schodach i juz nie widze tego tłumu..co mnie on obchodzi..teraz ja się zatrzymume bo bokserki, bo spodnie od piżamy.. no i slipy!
Od kilku dni David wrócił do przejścia podziemnego.. Chciałabym żeby tam już został.

Biedna ta Wiktoria, że nawet muffina nie zje a my możemy a i tak widzimy Davida w slipach. Możemy nawet jedząc muffina patrzeć na Davida w slipach :D

no i zupełnie nie pamiętam ile kosztują te spodnie od piżamy i slipy..ale może jutro pojadę do centrum i sprawdzę?
G

Przyjemności dnia codziennego

Tak mi się skojarzyło z tym Ronaldo... Życie osładzają nam czasem takie małe przyjemności, ot na przykład taki David Beckham na stacji centrum w wieeelkim powiększeniu spogląda na nas seksownie w samych slipach. Pędzi sobie kobieta z rana z włosem rozwianym i obłędem w oczach, a tu taki David w pościeli, mmm... Biedna Wiktoria nic nie jadła od 98 roku, żeby mieć ten widok na co dzień, a my tak całkiem gratis dostajemy taki fun. Będziemy je tu sobie kolekcjonować takie momenty :)

Dlaczego i mężczyźni i kobiety kochają oglądać Euro?

Mężczyźni: 1. nikt się nie czepia, że znowu oglądają mecz, leżą na kanapie i piją piwo 2. nikt się nie czepia, że leżą na kanapie i piją piwo 3. nikt się nie czepia, że piją piwo...
Kobiety: 1. Cristiano Ronaldo, 2. Cristiano Ronaldo, 3. Cristiano Ronaldo...

26 czerwca 2012

Jak to się stało, że zjadłam cztery muffiny...

Mała Mi obudziła mnie dziś rano z przytupem, wyrywając mi kępę włosów i śmiejąc się do mnie rozkosznie. Poderwało mnie na równe nogi, syknęłam i zaklęłam pod nosem, a że była prawie 6 rano i znam swoje dziecko, nawet nie pomyślałam głupio, że jeszcze mogłybyśmy pospać. Nie mogłybyśmy. Rozbrajający szczerbul machał do mnie pulchną rączką w której ściskał solidną wiązkę włosów (wraz z cebulkami, auć!). Zdążyłam tylko pomyśleć, że oto jakieś 10% tego co pozostało z poporodowego łysienia pooooszłoooo w Polskę, ale już musiałam się ruszyć, bo Mi zaczęła sobie tę zdobycz pakować do pyszczydła. No i jak to rano, przewiń kupę, ubierz, przytul, pobaw się, dzwoni domofon, o cholera zapomniałam o zakupach!, w locie zakładasz wierzchem jakiś peniuar, żeby względnie przyzwoicie powitać pana kuriera (co oni się muszą naoglądać w tej pracy!), szczęśliwie masz dziecko w garści, więc kiwa ze zrozumieniem głową, młody jest, może też ma w domu turbodymodzidziusia, szkoda tylko, że nie masz gotówki, a nowej karty bank wysłać zapomniał... Telefon dzwoni, babcia musi zapytać już teraz natychmiast, jak spał jej słodki skarbunio niuniunio pysiunio, czyli moje potworzę, hellou?, nastawiam pranie, zbieram wczorajsze naczynia i wykonuje skomplikowane figury gimnastyczne ładując zmywarkę z dzieckiem na ręku, powtarzając jednocześnie w myślach "Boże błogosław wynalazcę zmywarki i całą jego rodzinę do siódmego pokolenia, amen!", sprzęty buczą radośnie, układam dziecię na wypas macie edukacyjno- fantazyjnej z wodotryskiem, szczelnie otaczam zabawkami i nastawiam ekspres. Bul bul, wrrr i za chwilę mam filiżankę kawy, nim jednak sięgnę po nią łapczywie, donośne łeeeee informuje mnie, że bez mamy na podłodze mata-wypas jest do bani. Przez pewien czuję się jak amerykański żołnierz podczas musztry, padnij-powstań, padnij-powstań, padnij-powstań, kiedy co rusz wstaję, bo jakieś urządzenie pika, że skończyło, bo w nosie glut i trzeba znaleźć odsysacz, bo teraz trzeba odnieść i umyć odsysacz, bo trzeba podlać kwiatki, bo pielucha znowu mokra, bo komóra pika, że bateria siada, bo teraz jak już znowu usiadłam dzwoni dziadunio zapytać jak spał jego słodki skarbunio niuniunio pysiunio, a komóra na kablu w drugim pokoju i nim się obejrzę czas podgrzewać zupkę, więc przy okazji ładuję do mikrofali moją zimną kawę i kiedy mieszam w kąpieli wodnej młodą marcheweczkę  z dynią, moje oko pada na blachę pełną muffinów, co zostały z weekendu, bo mąż się naoglądał Bosackiej i odmówił konsumpcji. Muffiny uśmiechają się do mnie. Jeszcze przez nanosekundę myślę o pożywnym śniadaniu, o zupie mlecznej, o najważniejszym posiłku dnia, o świeżo wyciskanym soku i w ogóle o pięciu porcjach warzyw dziennie. Przed chwilą brzdąknęło, więc wiem, że moja kawa jest znów CHWILOWO ciepła ("chwilo trwaj, boś piękna!"), co z tego, że zrobił jej się nieestetyczny kożuszek. Słyszę stękanie małej Mi, od pobudki minęły dobre trzy godziny, więc ja jestem już solidnie głodna, a ona zmęczona i solidnie marudna. Zdaję sobie sprawę, że nie zdążyłam jeszcze: przebrać się z piżamy/umyć włosów/uczesać włosów/zetrzeć z twarzy resztek wczorajszego makijażu/usunąć z ubrania śladów porannej kupy/założyć majtek- niepotrzebne skreślić. (Można nic nie skreślać.) I wtedy właśnie pierwszy muffin ląduje w moim brzuchu... cdn.
K.

12 czerwca 2012

Hormony i Muffiny czyli?

Moja przyjaciółka urodziła dziecko, minęły trzy, nooo...cztery miesiące.. W naszej niezliczonej koresponencji smsowej (bo dzieci po obu stronach słuchawki utrudniają swobodne rozmowy telefoniczne) pojawiła się wiadomość:
"Idę do lekarza, muszę zbadać hormony,
minęło tyle czasu od porodu a ja nie schudłam, a nawet zaczęłam tyć"
pytam więc smsowo:
"i myślisz że to hormony?"
odpowiedź:
"cyba tak.. a może to muffiny?"

i tak okazało się że mamy idealny tytuł dla naszego bloga, który pisac zacząć MUSIMY.
a więc do dzieła :)

G.