18 listopada 2012

Dlaczego tak trudno jest napisać posta?

Bo zawsze jak coś kreatywnego przychodzi do głowy to:
- spoglądam na zegarek i odkrywam, że jest straaaasznie późno, a ja mam jeszcze tysiąc rzeczy do zrobienia, więc bardzo się spieszę...
- trzeba natychmiast zrobić jedzenie dla dziecka i bardzo się spieszę...
- trzeba pilne odpisać na 274 maile i bardzo się spieszę...
- w lodówce szaleje halny i trzeba pędzić na zakupy niczym górska kozica, bo o 21 ci leniwi barbarzyńcy bez krzty zrozumienia dla matek-Polek zamykają supermarket, więc bardzo się spieszę...
- dziecko wrzeszczy i wije się w konwulsjach i nie daje się ubrać, a za dziesięć minut muszę wyjść do pracy i bardzo się spieszę...
- niby dziecko w żłobku i można by chwilę odetchnąć, ale to jak już załatwię wizytę w ZUSie, zakupy, odbiorę awizo i faktury, zajrzę do pralni, umówię pięć wizyt lekarskich i posprzątam ten straszny bałagan w domu. Mam na to wszytsko 2 godziny, więc bardzo się spieszę...
- za piętnaście minut przychodzą goście i trzeba ukręcić jakiś posiłek, a ja właśnie przekraczam próg domu z zakupami i dziecko wita mnie gromkim "aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!" (w tłumaczeniu: natychmiast weź mnie na ręce i dawaj cyca!), więc muszę się spieszyć...
Zresztą we wszystkich powyższych sytuacjach owo "coś kreatywnego" okraszone jest taką ilością bluzgów i wyzwisk, że i tak wymagałoby bardzo starannej obróbki nim nadałoby się do upublicznienia, więc może nie żal, że nigdy nie ujrzy światła dziennego padającego na ekran.
A kiedy wreszcie siadam do laptopa z całych sił ignorując służbową skrzynkę mailową, jest w miarę cicho i w miarę spokojne, to znaczy, że jest tak późno i jestem tak zmęczona, że akurat nic kreatywnego nie przychodzi mi do głowy...

12 listopada 2012

bardzo przepraszamy

Za tą głuchą ciszę..

M rozkręca internetową księgarnię, nie wiem kiedy ma czas na to wszystko z dwójką małych dzieci w domu, oporządzaniem całego domu (domu nie mieszkania!), oraz pozostaje dla nas niedoścignionym wzorem Pani Domu oraz Żony idealnej.. I jeszcze przy tym pozostaje ostoją spokoju i równowagi wewnętrznej..(zazdroszczę..;))
K walczy ze swoim pracodawcą, który (nie wdając się w szczegóły) próbuje jednak na nią zrzucić odpowiedzialność za powstałe nieporozumienia i opóźnienia różnego rodzaju bo może za dużo na siebie bierze obowiązków? w końcu godzenie roli matki i pracownika do prostych nie należy prawda??
G powoli wpada w panikę bo kolejna para majtek spruła jej się na tyłku, z którego okolic już wkrótce ma wydobyć się nowy Syn.. Torba szpitalna ledwie się dopina, bo może jeszcze jedna koszula? Albo może inna koszula? A na dodatek ciągle jeszcze ma coś do zrobienia..

ale wracamy niebawem, dajcie nam chwilkę ;)

7 listopada 2012

nowy ale jakby stary

Blondynka kupiła nowy samochód. Ale w rzeczywistości to stare, używane auto, więc jakie ono nowe. Syn nie rozumie. Każda, rzecz kupiona jest nowa. To logiczne...
Jak to ze starymi autami bywa, należało wymienić parę rzeczy np. rozrząd. I samochód trafił koniec końcem do warsztatu, bo wielce utalentowana blondynka na naprawie aut się nie zna. Niestety!
Jak samochód w warsztacie to należy jechać do Warszawy, by sprawy pozałatwiać. Więc blondynka bierze, wózek, chustę, tobołki, dwójkę dzieci i w wielkiej ulewie gna na PKS. Przystanek jest pod słupem elektrycznym i nie ma tam nawet wiaty aby się schronić, a deszcz leje. Parasolki nawet nie ma co brać bo trzeciej ręki kobieta nie ma. Znów niestety!
Całą drogę przedszkolak pyta czy na pewno musimy jechać autobusem? Dlaczego jedziemy autobusem jak mamy samochód? (Warsztatu nie rozumie, pojęcia starego auta także), więc pytania powtarzają się całą drogę.
Docieramy wreszcie do przystanku nr 1 u dziadków i tu kolejne pytania: Co nie odważyłaś się jechać samochodem? Więc blondynka tłumaczy, że rozrząd po 100 tyś. km. trzeba robić i co słyszy w odpowiedzi: no tak stary samochód wam sprzedali i zepsuty.
I o czym tu deliberować?
M.